Nemo ante morten beatus
Komentarze: 0
To na czym wyladowalam to szachownica, diabelska, czarno-biala szachownica. Krok do przodu, szachownica tez przesuwa sie na przod, krok do tylu, cofa sie. I wciaz ta muzyka nieznosna. Snop swiatla pada na centralny punkt. Ale jakze mam do niego dotrzec. Odwracam sie i z szybkoscia na jaka tylko mnie stac biegne do skraju szachownicy i skacze w puske pod nia. Slysze odglos noza. Ktos lapie mnie za reke.
Co tu robisz pani? - pytaja usta pokryte bliznami. Czarna postrac w kapturze nachyla sie nade mna i czuje zapach rozkladajacych sie zwlok. Za nim ciemnosc. Przed nim ciemnoc. Odruchwo odskakuje do tylu, potykam sie o niewidoczna przeszkode i upadam. Co tu robisz pani? Co robisz? - pyta syczacy glos z krtani. I slysze setki, nie! tysiace takich glosow za mna i przede mna. Biegne, ale nie mam dokad uciec, w glowie slysze glos - co robisz? coz robisz pani? I nagle nie ma ciemnosci tylko glosy. Biegne po nim, widze jego barwe za mna i przede mna.
Wedrowka meczy, nigdzie nie widac horyzontu. Z cholewy buta wyciagam noz. Mocuje sie sama ze soba. Nie mozna tak zyc, nie mozna tak umierac. Drzaca reka nacinam pilsujace zyly na nadgarstku. Moment bolu, blask tysiaca swiec, nie ma juz glosu, nie potrzebny mi horyzont.
Ale nie umarlam. Ze zgroza patrze na moj krwawiacy nadgarstek. W mgnieniu oka odrasta mi skora a krew wsiaka w cialo. Wbijam noz raz jeszcze. Bez efektu! Nie mow mi o piekle! Mam tu wszystkie dziewiec kregow a nie moge zyc ani umrzec!!!
Nemo ante morten beatus - widnieje napis na plycie na ktorej leze.
Dodaj komentarz